Czwarty sezon wystartował całkiem nieźle. Jasne – pierwsza połowa miała kilka bolączek, ale potrafiła zaoferować wystarczająco dużo ciekawych rzeczy, żeby sprawiać frajdę z oglądania. Niesmak po słabawym sezonie trzecim zniknął bez śladu i można się było cieszyć jak dziecko z regularnych występów Ghost Ridera.
Do czasu ostatniego odcinka przed zimową przerwą…
Zacznijmy jednak od pozytywów.
Już finał poprzedniego sezonu zwiastował duże zmiany – w epilogu dane nam było zobaczyć, że Coulson przestał być dyrektorem, S.H.I.E.L.D. czekały zmiany – wyjście z cienia, przeniesiono akcję o kawał czasu do przodu. Również nowa pora emisji oraz zapowiedź pojawienia się Ghost Ridera pozwalały myśleć, że idzie nowe.
No i w zasadzie przyszło, większość wątków pokazanych w tych pierwszych ośmiu odcinkach jest ciekawa, wszystko, że się tak wyrażę, gra, budzi ciekawość i sprawia, że czeka się na kolejny odcinek i zastanawia nad tym, jak to wszystko się rozwinie.
Wątek Ghost Ridera prowadzony był bardzo dobrze, Robbie jest postacią, której rozterki łatwo zrozumieć – z jednej strony musi opiekować się bratem, zarabiać pieniądze na utrzymanie, z drugiej w jego głowie siedzi łaknący zemsty demon, który wespół z nim wymierza jakąś wersję sprawiedliwości. Taką, w której wpadasz do kryjówki gangu i załatwiasz wszystkich bandytów, których zastaniesz wewnątrz. No i trzeba pamiętać, że Ghost Rider to nie byle jaka postać, a dodatkowe gościnne pojawienie się Johny’ego Blaze totalnie bierze widzów z zaskoczenia i wywołuje wielkiego banana na twarzy, lecz jednocześnie uwypukla potężną wadę tego serialu – takich krótkich występów powinno być o wiele więcej. Cała masa postaci trzymana jest z dala od telewizyjnego zakątka MCU stacji ABC, mimo iż mogłaby pozytywnie wpłynąć na odbiór tego serialu.
No ale Robbie/Ghost Rider wypada na plus, podobała mi się jego interakcja ze starą gwardią serialu, odpowiadał mi sposób jego przedstawienia, jego wygląd, jego moce. Fajnie było móc zobaczyć tu gościa, który ma w dupie to, że coś mu wybuchło w twarz, który mógł – dosłownie – przejść przez ogień.
Na początku sezonu było trochę kwasu z Daisy a.k.a. Quake, która walczyła samodzielnie z przeciwnikami Inhumans, nie chcąc wrócić do S.H.I.E.L.D., bo jej chłopak umarł. Bo wiecie, nie mogłaby sobie poradzić ze śmiercią któregoś ze swoich przyjaciół, więc wolała działać solo. Na szczęście zostało to ucięte.
Równocześnie, nieco zakulisowo, toczył się wątek konstruowania sztucznej inteligencji przez doktora Radcliffe’a. Pomagał mu Fitz i – rzecz jasna – osiągnęli sukces. Aida, bo tak nazywa się ten LMD*, potrafi imitować ludzkie zachowanie tak skutecznie, że May, Coulson, a także nowy dyrektor nie są w stanie rozpoznać w niej robota.
Bardzo ważnym przedmiotem, który pojawia się w tym sezonie, jest Darkhold. Mroczna księga, spisana najprawdopodobniej przez demony lub zainspirowana ich podszeptami, pozwala korzystać z technologii wyprzedzającej o lata obecny stan wiedzy, czerpać energię z innych wymiarów, pobierać z nich materię, a nawet przenosić ludzi z jednego do drugiego. Nie jest to jednak łatwe, a ludzki umysł nie jest w stanie wyjść bez szwanku z przeczytania choćby kilku stronic Darkhold.
Bardzo podoba mi się to, że stanowi to pomost pomiędzy nauką zazwyczaj występującą w tym serialu, w tym uniwersum, a magią i mistyką, która pojawiła się w Doctorze Strange’u. Moją teorię odnośnie właśnie tego, jak to się trzyma kupy, przedstawię innym razem. Jeśli umieracie z niecierpliwości i musicie o tym przeczytać, to dajcie znać w komentarzach. To na pewno przyspieszy proces pisania takiego tekstu i nada mu wyższy priorytet.
Jest jeszcze wciąż ciągnięty wątek Inhumans, których świat wciąż się boi i wciąż traktuje jak mutantów nieufnie. Ewidentnie jednak nie mieli na to konkretnego pomysłu (co nie powinno dziwić, biorąc pod uwagę fakt, że cały poprzedni sezon nie mieli), nie jestem pewien, czy szykują coś na dalszą część sezonu, czy może jedynie zapewniają widzów, że dalej problem Inhumans istnieje i że warto czekać na poświęcony im serial, który pojawi się już w przyszłym roku.
Mnie ten wątek tutaj męczył.
***
No i dochodzimy do odcinka ósmego, który powinien zatrząść fabułą serialu, postawić pytania bez odpowiedzi, zaprezentować jakąś tajemnicę, której rozwiązanie poznamy dopiero wiosną.
Co się natomiast dzieje w ósmym epizodzie?
- Ghost Rider znika, historia zemsty demonicznej składowej tej postaci zostaje pominięta. Jeśli liczyliście na walkę z piekielnymi hordami na ich własnym podwórku, to możecie o tym zapomnieć, bo na główny plan w serialu zostanie wysunięte co innego. Kurde, przez większą część tego odcinka Robbie po prostu stoi uwięziony w pomieszczeniu! Nawet nie dostał godnego pożegnania. Co za marnotrawstwo i leniwe podejście do pisania scenariusza.
- Zagrożenie ze strony opętanego żądzą siły użytkownika Darkhold zostaje zażegnane.
- Okazuje się, że Aida – po przeczytaniu Darkhold – zultroniała. W dodatku plakat zapowiadający powrót po przerwie ma podtytuł LMD*(pierwszy miał Ghost Rider), więc przez następne odcinki bohaterscy agenci mierzyć się będą ze sztuczną inteligencją, z robotycznymi kopiami samych siebie, nie będzie wiadomo, kto jest maszyną, a kto prawdziwym człowiekiem.
Brzmi co najmniej sztampowo i – kurde – motyw Darkhold, piekielnej zemsty Ghost Ridera, naukowy mistycyzm i mistyczna nauka, podróże pomiędzy różnymi wymiarami – to przecież zapowiadało się tak pięknie, a zostało beznamiętnie ucięte w ósmym odcinku. ;(
***
Nie wiem no, może zrobią z tym coś ciekawego, chociaż trochę nie chce mi się wierzyć. Bardziej niż na dobry plan, wygląda to na wyczerpanie pomysłów i przede wszystkim budżetu.
Jaskier
*Life Model Decoy