Feeds:
Wpisy
Komentarze

Archive for Styczeń 2018

Hej, w końcu, ponad miesiąc po premierze, gdy wrzawa wokół tego filmu już niemal zupełnie ustała, pojawia się mój tekst na jego temat.
Czy dołoży cokolwiek do dyskusji?
A czy kogokolwiek to obchodzi? xD

Na wstępie chciałbym się odnieść do burzy, jaką ten film wywołał wśród fanatyków Odległej galaktyki. Jeśli zerkniecie teraz na stronę produkcji w serwisie Rotten Tomatoes, zobaczycie, że pomimo pozytywnego przyjęcia w gronie krytyków (91% na tomatometrze, przy średniej 8,1/10), to oceny miłośników gwiezdnej sagi są podzielone. Statystycznie rzecz ujmując, podzielone na pół (49% pozytywnych ocen, przy średniej 6/10). I to naprawdę było widać w internetach.
Chcę więc przypomnieć, że każdy ma prawo do własnej opinii i może ją głośno wyrażać (o ile – rzecz jasna – zgodna jest z moją). Dlatego więc zapraszam do dyskusji, gdy już przeczytacie moje argumenty. Bo mi się ten film nie podobał i o ile nie nazwałbym go porażką 2017 roku, to na pewno był sporym zawodem.

Pierwszy poważny problem miałem już na samym początku. Gdy Poe wyleciał, żeby wysolować flotę Pierwszego Porządku i zaczął śmieszkować przez komunikator z Huxem, żachnąłem się zażenowany. Poważnie, to przecież był poziom Gwiezdnych jaj, przez te pierwsze minuty zastanawiałem się, czy czasem widzowie na tym seansie nie padli ofiarą jakiegoś żartu ze strony kina lub studia, a prawdziwy film się zacznie dopiero za chwilę.
Zaraz potem mamy sekwencję z gry wideo, w której Poe niszczy wszystkie działka wielgachnego statku, a BB-8 mija Jar-Jara z lewej, wykonując drugie okrążenie w wyścigu po laur pierwszeństwa w kategorii „miał być śmieszny, ale irytuje”. Potem, niemalże momentalnie, następuje zwrot tonu o sto osiemdziesiąt stopni. Ze scen komediowych podśmiechujków superpilota przechodzimy do akcji rodem z filmów o ataku na Pearl Harbour. Ludzie giną, jest podniośle, wszyscy są gotowi zgiąć w walce z Początkowym Porządkiem i w gruncie rzeczy właśnie to się dzieje – Rebelia, a nie – przepraszam – ruch oporu ucieka zdziesiątkowany.
Te dwa fragmenty, następujące bezpośrednio po sobie, tak różne w tonie, zupełnie wybiły mnie z filmu i siedziałem na sali kinowej, zastanawiając się, co ja właściwie oglądam i czy nie byłoby lepiej rzucić popcornem w ekran i wyjść.

No ale skoro już zapłaciłem za bilet (i za popcorn!), to zostałem do końca seansu.

Z początkiem filmu wiąże się również inny problem, jaki z nim mam – kompletnie nie rozumiem, jak wygląda rozkład sił w galaktyce. To pytanie Ostatni Jedi pozostawia bez odpowiedzi. Nie wiadomo, jak Pierworodny Porządek zdobył fundusze na trzęsienie całą galaktyką (mimo iż ich zasoby wydają się być mocno ograniczone…), dalej nie rozumiem, po co wstawiano do TFA Nową Republikę, od której musiał się odłamywać ruch oporu, skoro została ona zamieciona pod dywan i najwyraźniej nie ma już żadnego znaczenia politycznego albo militarnego… o ile jeszcze cokolwiek z niej pozostało.
I zanim ktoś wjedzie na białym koniu, to uprzedzam:
Nie, takiego problemu nie było w Oryginalnej trylogii. Tam było wiadomo, że jest potężne Imperium, które trzęsie całą galaktyką, a Rebelia bohatersko się przeciwstawia. Tutaj, z racji tego, że WIEMY, co działo się wcześniej, naturalne byłoby wyjaśnienie tych spraw, naświetlenie obecnego status quo. Dziwne i niezrozumiałe dla mnie jest też to, że zaraz po zniszczeniu planetarnej Gwiazdy Śmierci, Prapremierowy Porządek jest w stanie przegrupować się i uderzyć w bazę ruchu oporu. Czy oni czasem nie stracili swojej głównej bazy?

Okropecznie też nie mogę przeboleć całej sekwencji „pościgu” za flotą ruchu oporu. Bo okazuje się, że Debiutancki Porządek wszedł w posiadanie technologii pozwalającej śledzić statki w nadprzestrzeni. Więc po tej batalii z początku filmu, po której ruch oporu na swoich trzech statkach na kiju ucieka, zaraz za nimi z nadprzestrzeni wyłania się potężna flota, startują myśliwce, masakrując pozostałości po myśliwcach ruchu oporu. Nagle jednak zostają odwołane, wracają do hangarów i rozpoczyna się powolny pościg. Motyw jest taki: ruch oporu nie może uciec, bo mają za mało paliwa, a poza tym i tak zaraz by zostali namierzeni. Z kolei siły FO mają statki uciekających wrogów poza zasięgiem dział, więc tylko za nimi powoli suną przez kosmos, czekając na to, aż tamtym skończy się paliwo. I tak przez godzinę filmu. Czemu zawrócili swoje myśliwce, skoro szło im tak fenomenalnie? Wymęczyły mnie niebywale sceny tego pościgu i cały motyw z biegającym po statku Poe, któremu nikt nic nie chce powiedzieć, więc chłopak w dobrej wierze wszczyna bunt. Wymęczyły mnie do tego stopnia, że kiedy wreszcie pościg się skończył, to spodziewałem się napisów końcowych i dopiero po chwili sobie uświadomiłem, że jeszcze kupa czasu, bo przecież na tej planecie też coś będzie się musiało dziać.

Dla odmiany pochwalić chcę wątek Rey, która, odszukawszy Luke’a, pragnie posiąść jak najwięcej wiedzy i zdolności Jedi. Skywalker, przebywając na dobrowolnym wygnaniu, odciąwszy się od Mocy, wiedzie życie pustelnika i niezbyt ma ochotę na powrót starych dobrych czasów ze szkołami Jedi, świątyniami oraz ludźmi kłaniającymi się w pas użytkownikom Mocy. Początkowo nie chce wyjawić, co sprawiło, że porzucił plany wychowania nowego pokolenia Jedi, widz zaczyna podejrzewać, że musiało wydarzyć się coś okropnego, a scenariusz umiejętnie podsyca te podejrzenia. W przeciwieństwie do pozostałych wątków, tutaj jednak zostaje wyjawione wystarczająco dużo – poznajemy wersję wydarzeń oczami Kylo Rena, a następnie poznajemy również wersję Luke’a. Obie składają się w spójny obraz upadku marzeń o przywróceniu istnienia Zakonu Jedi, doskonale tłumacząc, dlaczego Luke postanowił zostać banitą i żyć na odludzi i w jaki sposób przeobraził się w zrzędliwego dziadka.

Skoro mowa o Kylo, to skupmy się teraz na tej postaci. Do pewnego momentu podobało mi się, jak była prowadzona ta postać. Widzimy jego dalsze rozdarcie między Jasną a Ciemną Stroną Mocy, widzimy narastający w nim gniew oraz frustrację, które zachowanie Snoke’a jedynie wzmaga. Przywódca Dziewiczego Porządku szczuje swojego ucznia, nie zdając sobie sprawy z tego, że doprowadzi to do utraty kontroli nad nim. W kulminacyjnym momencie, gdy niezdecydowany, rozgoryczony i z pewnością zakompleksiony Kylo musi podjąć decyzję, postanawia zamordować swojego mistrza. I wtedy, muszę przyznać, szczęka mi opadła. Spodziewałem się raczej, że Snoke zatrzyma miecz za pomocą Mocy i pogratuluje chłopakowi odwagi, zdania ostatecznego testu i poleci następnym razem lepiej kryć swoje zamiary. Tak się jednak nie stało, Snoke pada martwy (tu powinien być dowcip, że Snoke jest jak fandom, ale żart ten zdążył się już zestarzeć, więc sobie daruję).
Niestety, w następnych scenach Kylo Ren wpada w tryb wściekłego nastolatka, w niemalże komediowy sposób wydzierając się na swoich podwładnych, kompletnie nad sobą nie panując. To był moim zdaniem błąd, ponieważ zabicie Snoke’a powinno pchnąć go dalej w rozwoju, powinniśmy widzieć, że faktycznie zostawia za sobą przeszłość i staje się kimś w swoim mniemaniu lepszym. Chociaż z drugiej strony… może Kylo dalej ma być portretowany jako nastolatek, który tak naprawdę sam nie wie, czego chce. Zdobył się na kolejną odważną decyzję, ale okazało się, że w żaden sposób go nie ukoiła, a jedynie wprowadziła więcej zamętu? Kurde, Kylo Ren to naprawdę najlepsza postać z nowych części,

W kwestii innych postaci:
Śmierć Snoke’a i brak informacji o nim i tym, jak przejął władzę, wiąże się z tym, o czym już wspominałem w tym tekście – sytuacja polityczna w galaktyce nie została odpowiednio nakreślona. I tak, zapewne jakieś książki lub komiksy to wyjaśnią, ale oceniam film jako produkt, który powinien być samowystarczalny. Wiadomo, że będzie czerpać z poprzednich części, ale nie chcę być zmuszany do sięgania po inne media, by zrozumieć, co się tu dzieje.

Kapitan Phasma to dalej jakiś żart.

Generał Hux również został sprowadzony do roli nadwornego błazna Pierwotnego Porządku. Z tą postacią nie będzie się już dało zrobić nic rozsądnego.

Poe Dameron wypada bardzo dobrze. W poprzednim filmie niemalże go nie było, tutaj natomiast nie dość, że ponownie obserwujemy jego popisy w kokpicie myśliwca, to jeszcze bohater ten zalicza pewien rozwój, czegoś się uczy. Obserwujemy jego rozwój z narwanego „pistolecika” w odpowiedzialnego dowódcę. Zaliczam to jako jeden z plusów tego filmu.

Po stronie ruchu oporu pojawia się również nowa postać – pani dowódca z fioletowymi włosami (serio, nie pamiętam już, jak się nazywała). No i spoko, budzi podziw wśród żołnierzy (nawet u Damerona), jest POWIEDZIANE, że gdzieś tam kiedyś świetnie dowodziła podczas jakiejś bitwy, ale na dobrą sprawię NIE WIDZIMY tych jej potężnych umiejętności i charyzmy. W dodatku, ginie w tym filmie, bohatersko poświęcając się w celu uratowania uciekających ruchaczy członków ruchu oporu. I to jest strasznie dziwne, ponieważ taka postać idealnie nadawałaby się do zastąpienia w przyszłości Lei (w związku ze śmiercią Carrie Fisher), a ten jej akt heroizmu mógł i powinien być wykorzystany do pożegnania się z inną postacią z sagi. Bo wiecie, kto też ginie w tym filmie? W zasadzie poza kadrem? Admirał Ackbar.  Brak słów.

Są jeszcze Finn i również nowa postać – Rose. Omawiam ich razem, ponieważ fabuła splata ich losy w wątku o pobocznym zadaniu polegającym na znalezieniu jakiegoś hakera na jakiejś planecie. Finna dalej nie rozumiem. I u niego obserwujemy rozwój – z takiego trochę tchórzliwego cwaniaczka, który chętnie podepnie się pod ruch oporu, ale najbardziej to by chciał gdzieś odlecieć i mieć święty spokój, przemienia się w Rolanda, który szarżuje na wroga, chcąc poświęcić życie w desperackim, heroicznym akcie odwagi. I to by naprawdę według mnie grało, gdyby Finn w TLJ zginął, dobrze by to domknęło jego wątek. Ale tak się nie dzieje, ponieważ #Rose.
Rose stanowi chodzący manifest pełen sprzeczności. Z jednej strony bezgranicznie oddana sprawie ruchu oporu – widzimy, że nie zawaha się użyć siły wobec dezerterów, nawet jeśli jeden z nich to chłopak z plakatu, bohater, jakim sama chciałaby być, wiemy też, że jest w stanie wszystko poświęcić i oddać, nawet jeśli to drogocenna pamiątka po zmarłej siostrze. Z drugiej strony wydaje się być zupełnie nieświadoma tego, że ruch oporu to organizacja militarna, która mimo iż walczy o słuszną sprawę, no to jednak walczy. No i w ostateczności nie potrafi pogodzić się z decyzją Finna i – wiecie – niszczy mu bohaterską śmierć.
Przygoda tej dówjki, na planecie z olbrzymim kasynem, sprowadza się do tego, że przylatują tam, zostają wrzuceni do celi za nieprawidłowe parkowanie, uciekają z pomocą hakera, który przypadkiem siedzi w tej samej celi i ratują jakieś króliko-konie wykorzystywane w wyścigach i wracają. Cała ta sekwencja jakoś mi tak zupełnie nie pasuje do reszty filmu, w dodatku przepełniona jest wieloma pustymi frazesami o tym jak to na wojnie zyskują bogaci, a tracą biedni, niewolnictwo jest nie w porządku, nie powinno się wykorzystywać zwierząt etc. Zupełnie jakby ktoś przyszedł do scenarzysty i powiedział: Weź mi tam wstaw do tego filmu jasny przekaz, że Disney jest przeciwko niewolnictwu, handlu bronią i znęcaniu się nad zwierzętami. I biedny scenarzysta postanowił upchnąć to wszystko w jednej postaci, która w ramach reagowania na napotkane na jednej planecie sytuacje przyjmuje postawę tuby propagandowej.

***

No i cóż – ja się strasznie zawiodłem, ale chętnie przeczytam, jakie są Wasze opinie – teraz, na chłodno, po upływie ponad miesiąca od premiery.

Jaskier

Read Full Post »